Projektując tą przynętę myślałem przede wszystkim o sumie.Zastanawiałem się, jaka akcja woblera będzie najlepsza, żeby ta wielka ryba z małymi oczkami zechciała skosztować przynętę.Zacząłem przeglądać różne fora internetowe,filmy,zdięcia oraz książki i gazety wędkarskie.Wielkim kompedium wiedzy okazało się forum Jerkbait pl. gdzie można znaleźć kilka ciekawych artykułów, oraz wiele cennych informacji od wędkarzy z polski jak i innych krajów.Doszedłem do wniosku, że wobler sumowy, powinien mieć mocną migotliwą akcję i nawet podczas wolnego prowadzenia amplituda drgań powinna być duża.Powstał projekt później model i wreszcie po kilku poprawkach gotowy wobler.Zacząłem zastanawiać się nad kolorystyką i doszedłem do wniosku, że sum ma natyle słaby wzrok że dla niego to wszystko jedno byle by były jasne.
Zrobiłem kilkanaście wersji kolorystycznych i przyszedł czas na testy.Pierwsze próby odbyły się na zbiorniku zaporowym gdzie sumy nie występują w zbyt licznej populacji, ale znałem miejscówkę gdzie na 90 procent mogę spodziewać się tej ryby.Podczas płynięcia na miejscówkę zacząłem trolingować i po przepłynięciu kilkudziesięciu metrów zameldował się szczupak. Nie był to okaz, ale 65-cio cm. szczupak ucieszył mnie bardzo.Zanotowałem podczas drogi na miejsce domniemanego przebywania suma jeszcze jednego szczupaka i okonia niewiele większego od woblera.Po dotarciu ustawiłem łódź na wprost miejscówki i zacząłem łapać.Na pierwszy ogień wybrałem kolor ala żółty karaś fluo.Po kilku rzutach potężne branie i świst chamulca obudziły wielkie nadzieje na pełny sukces.Po kilku minutach holu pokazał się piękny szczupak ok 80-85 cm, lecz niestety przy łódce zdołał się odpiąć i odpłynąć.Zmiana na inny kolor i ponownie wobler zaczyna pracę blisko dna.Po kilku przekręceniach korbą tępe zatrzymanie i powolny, lecz stanowczy odjazd w przeciwnym kierunku.Po chwili ryba stanęła w miejscu i ani drgnie, na nic się zdało pompowanie ani czekanie, że coś się ruszy.Uświadomiłem sobie, że ryba wpłynęła w zaczep i to nie byle jaki. Miejscówka obfitowała w różnego rodzaju jamy i zwaliska gruzu.Po kilku minutach bezradności poczułem luz, niestety plecionka przetarła się o jakiś kamien lub o racicznicę i było po sprawie.
W tym miejscu miałem jeszcze raz taką samą sytuację, ale sprzęt który posiadałem nie był w stanie zatrzymać ryby, która w kilka sekund schowała się pod zatopionym starym mostkiem.
Mam nadzieję, że dane będzie mi zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z wielkim sumem.
Oto woblery, które nazwałem "Tinto"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz